Nie jestem fanką pizzy zaznaczam na
wstępie. Jak pójdziesz ze mną do knajpy będzie to ostatnia rzecz, jaką zamówię
z menu. Powodów jest co najmniej dwa.
Po pierwsze męczy mnie zawsze to, że zazwyczaj muszę wybrać nazwę pizzę, w której nie pasują mi, co najmniej jeden lub dwa składniki. Wymiana raczej jest niemożliwą, tudzież nawet, gdy na to pójdą, ktoś się zawsze pomyli.
Powód nr 2: nigdy nie jadałam prawdziwej włoskiej pizzy, może tu jest problem.
Po pierwsze męczy mnie zawsze to, że zazwyczaj muszę wybrać nazwę pizzę, w której nie pasują mi, co najmniej jeden lub dwa składniki. Wymiana raczej jest niemożliwą, tudzież nawet, gdy na to pójdą, ktoś się zawsze pomyli.
Powód nr 2: nigdy nie jadałam prawdziwej włoskiej pizzy, może tu jest problem.
Jeśli jednak pizza to tylko domowa, na
cienkim cieście, którą można po ukrojeniu trzymać w rękach i się nią zajadać. Kiedyś
znajomym na majówce zaserwowałam 4 różne odsłony tego drożdżowego placka i byli
nim zachwyceni, twierdząc, że to najlepsza pizza w mieście, a byli wśród nich
prowadzi jej koneserzy.
Pizza wbrew pozorom nie jest trudna
potrawą i jest z rodzaju tych, co możemy nazwać czyszczeniem lodówki, podobnie
jak wszelkiego rodzaju tarty, omlety czy zapiekanki. Właściwie, jeśli masz w
niej drożdże i ser, to możesz ją zawsze zrobić.
Ja mam swoje ulubione
składniki, bez których sobie jej nie wyobrażam. Muszą być na niej oliwki, mozzarela,
tuńczyk. Do szczęścia mi nic więcej nie potrzeba, no może kaparów!
I czosnek, dużo czosnku!!!
I czosnek, dużo czosnku!!!