czwartek, 31 maja 2012

Bon appetit :)


Wczoraj dopadła mnie przeogromna chandra...a właściwie po prostu miałam zły, pełen stresów dzień związany z nowa pracą. By poprawić sobie nastrój pochłonęłam 2 rożki cytrynowe i białą czekoladę:) To takie typowe kobiece zachowanie napchać się łakociami, by mieć później wyrzuty sumienia. Nie pomogło to jednak na długo, ale zamiast dalej opróżniać lodówkę, postanowiłam obejrzeć coś, co mi poprawi humor. Coś, co ma nierozerwalny związek z jedzeniem, pisaniem bloga i zmianami w życiu. Tym razem nie towarzyszyła mi Liz Gilbert tylko Julie i Julia Child. Ilekroć oglądam ten film głęboko wierzę, że wszystko się może udać i że pisanie z gotowaniem są nie tylko ze sobą w jakiś fenomenalny połączone, ale są radością popołudnia w ciężkie dni. Jak mówiła Julie, pisanie bloga i gotowanie to jak ćwiczenia, tylko o wiele przyjemniejsze. Z racji tego, że powinno się ćwiczyć systematycznie obiecuję pisać częściej, gotować lepiej i nie zdradzać pływania, na rzecz tego, że już prawie codziennie jeżdżę rowerem. Nie jestem za pan brat z potrawami z kuchni francuskiej, jedyne, co chyba potrafię zrobić to zupę cebulową i omlet. Marzy mi się wołowina po burgundzku, czyli sławne boeuf bourguignon. Jak się z nią zmierzę to zapewne się Wam pochwale. Na razie poznajcie skromnego omleta podanego w pewne sobotnie śniadanie...
Bon appetit :)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz