Co
prawda nie o zupie tu będzie mowa, ale na pewno o tortilli, a dokładanie o
meksykańskich plackach kukurydzianych. Wolałam sprecyzować, ponieważ wyróżniamy
dwa rodzaje tortilli - hiszpańską i meksykańska. Hiszpańska - tortilla
española -to placek, rodzaj omletu z ziemniakami - tortilla de patatas,
który ma różne smakowe oblicza - tortilla catalane, tortilla de
jamón, czy tortilla francesa, która jest po prostu omletem. Jej
meksykańska kuzynka to rodzaj płaskiego, okrągłego placka o średnicy od 6 do 30
cm, z masy lub mąki kukurydzianej albo pszennej, stosowanego, jako pieczywo i
baza do innych potraw. Ale nie o tym to miało być... Miało być o miłość do
Meksyku, jego pustynnego krajobrazu usłanego kaktusami oraz cudownej kuchni,
jaką odkryłam dawno w smaku fasoli w sosie pomidorowym, którą zajadali się
kowboje w amerykańskich westernach. Dozgonną wierność przyrzekłam jej, gdy
zobaczyłam właśnie "Tortilla Soup" film o genialnym
kucharzu meksykańskiego pochodzenia, który traci swój największy dar smak.
Hector Elizondo, jako Martin Naranjo gotuje tak bosko, jakby malował i tworzył
dzieła sztuki. W tym gotowaniu widać pasję, finezję i miłość. Wracam do tego
obrazu dość często, tym bardziej, że można się nauczyć od Martina wiele
patentów kulinarnych.
Z
miłości to tortilli pokażę wam moją skromną wersję, podaną na zimno w sam raz
na gorące lato.
Takie,
jakie jest za każdym razem w mej wymarzonej hacjendzie gdzieś na farmie w El
Paso.
PS: A oto Martin w akcji :) wraz z uroczymi córkami...
Przepysznie to wyglada-musze popelnic ta zbrodnie doskonala niebawem:)
OdpowiedzUsuńPolecam, por que me gusta tortilla :)
Usuń