sobota, 22 września 2012

Małe co nieco ;)



Jestem niekwestionowaną królową dań z resztek. W sensie z małych ilości pewnych całości. Tu coś wrzucę, tam coś dorzucę, zamieszam z ryżem, kaszą, makaronem lub zawinę w ciasto. Niewiele nam trzeba, a to jakaś cebulka, a może kawałek marchwi, cukinii właściwie wszystko, co mniej lub bardziej wpadnie mi w ręce. W taki oto sposób powstaje danie jednogarnkowe, jednopateleniowe lub jednoblaszkowe. 
Jestem fanką takich dań. Szczególnie w te jesienne dni, kiedy do sensu filmowego czy następnej partii ulubionego serialu prócz ciepłej herbaty, mam na talerzu coś dobrego. Lubię te, które zawijam w ciasto francuskie, kruche czy drożdżowe, oczywiście własnoręcznie robione. Znęcam się nad nim niemiłosiernie, aż będzie miało odpowiednią konsystencję i elastyczność. Następnie poddaje je masażowi, gdzie rozpłaszcza się rozkosznie pod ciężarem wałka do ciasta, by później napełnić je tym niespodziewanym czymś, co znajdzie się w środku. Nadam mu jakiś kształt, wrzucę na blaszkę i poślę w czeluści rozgrzanego piekarnika. Po mniej więcej godzinie uwolnię je od gorących objęć i gdy trochę ostygnie zatopię w nim swoje zęby.  Czyż nie jest warte grzechu?







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz