niedziela, 16 września 2012

Ocalić od zapomnienia...



Nosiłam się z tym od dawna, ale nie mogłam się zebrać na odwagę, by spróbować zrobić to proste danie, nacechowane historią i wspomnieniem mojej Babci Zofii - mistrzyni prostej, wschodniej kuchni. Zofia z Baru była nie tylko mistrzynią zrobienia czegoś z niczego, ale przemyciła także do naszego życia osobliwe nazwy dań i zmodyfikowane słownictwo. Znaliście kiedyś słowa tudzież wyrażenia takie, jak: „błąd się mnie się czepił”, „didku kostrobaty”, „zamisić” czy „mytka”? Nie wiem czy jedliście kiedyś piroga, bałambuszki, maczajke, pojdke? Ja miałam to niesamowite szczęcie, że moje dzieciństwo podzielone było na dwie części  : miejską i wiejską. W miejskiej królowała Babcia Teodora zwana pieszczotliwie Dorcia – mistrzyni kuchni niemieckiej, zatem bogatej i tłustej, a w wiejskiej wspominania Zofia, zwana potocznie Zośką, żona majstra – mojego dziadka Stanisława o białej grzywie. Za każdym razem, gdy oglądam „ Samych swoich” czy dalszą część trylogii o Kargulach i Pawlakach wspominam Ją i jej hit kulinarny, czyli właśnie piroga, zwanego tortem ruskim czy kulebiakiem. To właśnie to cudownie proste danie przygotowałam na sobotni obiad, gdy odwiedziła mnie moja osobista „przyszywana” córa z wnuczka. Patrzcie, róbcie i cieszcie się smakiem dzieciństwa. 








Brak komentarzy:

Prześlij komentarz